Spotkania rekodzielnicze. Każdy słyszał o czymś takim, ale nie każdy był. Część osób może i rozważała, ale w końcu nie poszła, bo “coś tam”. Sama przed pierwszym takim spotkaniem troszkę panikowałam i nie wiedziałam czy iść, czy nie iść. Bo na grupie jestem krótko, bo jestem ruda, a może ktoś nie lubi rudych, bo szyję sutasz, a może tam ktoś szyje lepiej i będzie mi głupio? Jeśli choć raz pomyślałyście, że fajnie by było poznać się w realnym świecie, ale w internecie łatwiej, bo “mogę być kim chcę”. Albo, że (co jest najgorsze) nie macie jeszcze takich umiejętności, żeby się pochwalić to przychodze do Was z tym tekstem. Nie musicie mieć się czym chwalić. Wystarczy, że łączy nas jedno zamiłowanie. Powiem Wam dzisiaj trochę o spotkaniach rękodzielniczych – czy warto na nie iść?
Tworzenie rękodzieła to nie jest takie hop siup. Nie wystarczy usiąść pod kocem – wziąć igłę czy szydełko i zdolności same się objawią. Niestety – to tak nie działa. Zanim dojdziemy do zadowalających efektów, musimy się uczyć. Szukać tutoriali, pytać bardziej doświadczone koleżanki. Szczególnie jeśli wymyślimy sobie trudną technikę i chociaż próbujemy to za nic nie umiemy sami zacząć,albo rozwinąć tego co już umiemy.
Całe szczęście żyjemy w pięknych czasach, kiedy posiadając dostęp do internetu jesteśmy w stanie poszukać sposobów. Nie musimy iść do Pani Kasi (imię przypadkowe) spod trójki, która zmusi nas do zjedzenia paskudnego ciasta z zakalcem zanim zdradzi nam, jak zrobić półsłupek. Dzisiaj wystarczy otworzyć komputer, znaleźć odpowiednią grupę na facebooku, czy też forum i po prostu wejść w społeczność.
Kiedy zaczęłam szyć sutasz nie było jeszcze tutoriali. Całe szczęście ktoś wpadł na to, żeby założyć sutaszową grupę na fb. Dzięki temu mogłam się dowiedzieć kilku bardzo ważnych rzeczy. Takich, na które może i bym sama wpadła, ale zmarnowałabym dużo czasu zanim by się to wydarzyło. Oczywiście techniki nikt Was nie nauczy. To zdobywa się z doświadczeniem. Ale rady, które możecie otrzymać, kiedy jesteście w miejscu pełnym takich jak Wy pasjonatek sa bezcenne.
Sama nie wiem jak to się stało, że wgryzłam się w tamtą grupę tak, że na jakiś czas zostałam jej administratorką. Mimo, że wtedy jeszcze o sutaszu nie wiedziałam tyle co teraz – podobało mi się budowanie tych internetowych znajomości. Czułam, że znajduję z kimś wspólny język. To było super uczucie.. Schodki zaczęły się, kiedy dziewczyny stwierdziły, że warto by zrobić jakieś spotkanie. Wiecie jak to jest. Część osób znacie, części nie. Ja i mój zakompleksiony mózg pomyśleliśmy :
“Ej Justyna po co masz tam jechać jak jeszcze nie znasz tej techniki na tyle dobrze. Nie masz się czym pochwalić, ani co pokazać. Będziesz tam siedzieć jak kołek, bo dziewczyny znają się lepiej, a Ty jednak przy swojej pracy nie poświęcasz na tyle dużo czasu żeby wszystkie poznać. Nawet nie znasz imion niektórych osób. A do tego jeszcze jesteś adminem, a to już jest powód żeby Cię nie lubić.”
Takie własnie komunikaty słała mi moja pokręcona głowa. Zaczęłam szukac wymówek, a największym było że spotkanie miało być w Warszawie a ja przecież jestem ze Śląska. Że też żadna z tych klepek mózgowych nie powiedziała mi wtedy, że nie idziemy na spotaknie regionalne gdzie Śląsk bierze pały, a Warszawa maczety i się spotykamy na polu bitewnym. Tylko idziemy pogadać o sutaszu, igłach i nitkach… Cóż. Brawa dla tej pani.
Szczerze miałam więcej obaw niż radości z tego że mamy się spotkać. To niesamowite, bo przecież skoro można z każdym pogadać przez internet, to przecież na żywo także. Ale i tak się stresowałam. Najbardziej tym, że nikt się do mnie nie odezwie i że będę odczekiwać odpowiednią ilość czasu żeby wyjść i żeby nie było głupio.
Nie wiem z czego wzięły się takie głupie myśli. Faktycznie na grupie czasem dziewczyny mnie czasem skrytykowały jak coś źle zrobiłam. Ale nie po to żeby było mi przykro. Tylko po to żebym się czegoś nauczyła. Była to krytyka jak najbardziej konstruktywna, uzasadniona i miła.
W końcu po ogromnej walce z moim mózgiem stwierdziłam, że jadę. Przeciez mnie tam nie zjedzą. Znam te dziewczyny. Może nie wszystkie i nie jakoś super. Może tylko z obrazków, które wrzucają na grupę, ale łączy nas pasja, miłość do rękodzieła i chęć dzielenia się tym z innymi.
I wiecie co? To była rewelacyjna decyzja. To pierwsze spotkanie mimo niesamowitego bólu głowy wspominam wspaniale. Siedziałyśmy sobie, piłyśmy kawę, szyłyśmy. Ciągle kursowałyśmy od krzesła do krzesła żeby się przemieścić i móc lepiej poznać. Dziewczyny pokazywały sobie patenty na różne rzeczy. Uczyły nowych technik. Tak po prostu. Nie wiem nawet, kiedy minął ten czas i trzeba było wracać do domu. Pamiętam, że wracałam wtedy busem i myślałam sobie „ale mam najfajniejsze hobby świata”.
Skąd u mnie taki powrót wspomnień? Ponieważ ostatnio miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu grupy pasartowej. Zupełnie spontanicznie skrzyknęłyśmy się z dziewczynami z Warszawy i okolic. Grupa pasart jest dosyć nową grupą, a miałam wrażenie, że znamy się od zawsze. Najfajniejsze było poznawanie się na zasadzie „aaaa to ty wrzuciłaś to i to?” „aaa Ciebie kojarzę z tego i z tego”. Wiecie okazało się,, że choć część z nas zna się z innych spotkań, to druga część się kompletnie nie znała. Mnie dziewczyny kojarzyły z tutoriali. Wychodzi na to, że moją kudłatą głowę jednak łatwo zapamietać. I kiedy tak się poznawałyśmy zastanowiłam się przez chwilę – czy któraś z tych dziewczyn przed wejściem do kawiarni pomyślała sobie to co ja myślałam kilka lat wcześniej: „A co jeśli mnie nie polubią?”
Nie ma opcij. Każda z nas ma innych charakter, każda zajmuje się czymś innym, ale łączy nas pasja. Takie hobby wyzwala w człowieku pozytywne emocje. Każda z nas robi coś wyjątkowego i to nas łączy do tego stopnia, że na takich spotkaniach jest po prostu wspaniale. A buźki nam się nie zamykają. Bardzo podobały mi się miny osób, które wchodziły do kawiarni i widziały nas zaraz przy wejściu :D nie wiedziały czy wchodzić dalej, czy uciekać. Szczególnie panowie mieli nieco zdezorientowane miny, ale dzielnie przechodzili obok…co prawda bliżej ściany niż nas, ale jednak :D
Ok – powiedzmy sobie szczerze. Zamknięcie kilkunastu kobiet w jednym ciasnym pomieszczeniu może być ryzykowne zgadzam się. Ale jeśli rzucić im trochę koralików, igieł i nici a do tego trochę kawy, albo rozgrzewającą herbatkę – to nie ma żadnego ryzyka (chyba że jakiś śmiałek zechce im odebrać te dobrodziejstwa… wtedy armia Napoleona, może się schować pod tym zakoralikowanym stołem, bo nam się koralików nie odbiera)
jak już wspomniałam – spotkanie odbyło się w sympatycznej kawiarni. Dzięki Monice, która zorganizowała całość i zarezerwowała miejsce miałyśmy cały ogromny stoik dla siebie. Nie wiem co było nafajniejsze.
- Czy to że mogłam popodziwiać prace, które dziewczyny ze sobą przytargały
- czy to, że dowiedziałam się, że moje tutoriale są fajne i czytelne i że chętnie się z nich korzysta a biżuteria, która powstaje jest rewelacyjna.
- Czy to że dostałyśmy od pasartu po małym motywacyjnym upominku.
- A może to ze usiadłyśmy sobie i pohaftowałyśmy na żywo, a nie przez szkło.
- Albo to, że co jakiś czas zmieniały się grupki osób z którymi się rozmawiało.
No serio nie wiem. Wiem za to, że było rewelacyjnie. I mam nadzieję, że następne spotkania odbędą się w jeszcze szerszym gronie. Może łatwiej będzie mi w końcu zapamiętać imiona, bo z tym (jak już wszyscy zebrani wiedzą) jestem bardzo kiepska.
Pisze ten tekst bo pomyślałam sobie, że może któraś z Was zastanawiała się czy przyjść, albo tak jak ja myślała sobie „czy mnie polubią”. Tak polubią jeśli tylko masz chęć, chcesz się rozwijać, dzielić pasją, poznać pozytywnie zakręcone rekodzielinczki, które są jak Ty. To tak przyjdź Kiedy tylko zobaczysz że w Twoich okolicach odbędzie się takie spotkanie to koniecznie przyjdź i zobacz na własne oczy jak to jest należeć do wirtualnej i realnej najfajniejszej społeczności świata. Z tego co wiem takie spotkania cyklicznie odbywają się w Koszalinie. Kiedys byłam na jednym na śląsku i we Wrocławiu. Dziewczyny! Apeluję Tak tak apeluję spotykajcie się na żywo. Ja dzięki poprzedniej grupie,, zdobyłam cztery fantastyczne przyjaciółki z którymi przyjaźnię się ciągle. Mimo, że jedna zupełnie nie robi już rękodzieła
Z Alicją miałam okazję poznać się „na żywo” 2 miesiące temu dzięki spotkaniu w pasarcie. To skąd pochodzimy jakie prowadzimy życie, czy gdzie pracujemy nie ma żadnego znaczenia. Możecie mi wierzyć na słowo, albo zobaczyć same. Mamy w sobie potencjał i moc! A nie ma nic fajniejszego niż móc spotkać się z tak samo kraczącymi wronami. Osobiście na następnym spotkaniu mam zamiar zostawić igły w domu i nauczyć się sznura szydełkowo – koralikowego Nie mogę się doczekać
Ale wiecie co jest najfajniejsze w takim koralikowym spotkaniu? Moment, kiedy spotkanie się kończy, zamykamy drzwi kawiarni i rozjeżdzamy się do domów. Dlaczego? Bo wtedy własnie czujemy to uczucie. Uczucie odprężenia, totalnego zrelaksowania, przynalezności do czegoś większego. Mamy uśmiech na twarzy nawet o tym nie wiedząc. Takie właśnie jest nasze hobby. Dlatego organizujcie spotkania i chodźcie na nie. W Warszawie następne planujemy 9 grudnia :) Palec pod budkę kto przyjdzie :)
Przyznaję, że miałam aparat ale tak się wciągnęłam w rozmowy i szycie, że o nim zapomniałam :D Niemniej kilka fotek zrobiłam i dla nieprzekonanych pokazuję. Nie nie musiałyśmy super uśmiechać się do zdjęć i pozować :) po prostu byłyśmy szczęśliwe i świetnie się bawiłyśmy :)
Serdecznie zapraszam Was na grupę.. Jesli jesteś tu pierwszy raz, to tym bardziej Cię zapraszam :) Mogę z czystym sercem powiedzieć, że jestesmy fajne i chętnie Cię poznamy :) Pokażę Wam jeszcze zdjęcia, które dziewczyny zrobiły. Jeśli nie ufacie rudzielcom na słowo :D
Pozdrawiam Was cieplutko
Justyna z GithagoArt
Specjalnie dla Was utworzyliśmy grupę zrzeszającą pasjonatów biżuterii ręcznie robionej. Do grupy należą zarówno osoby początkujące, jak i bardziej zaawansowane, również te, które tworzą dla Was kursy. To tutaj możesz pochwalić się swoimi projektami, zapytać o radę, wyjaśnić wątpliwości odnośnie kursów, zgłosić swoje propozycje kursów, a także nawiązać nowe znajomości, z ludźmi, którzy mają takie samo hobby jak Ty :). Zapraszamy! Do grupy możesz zapisać się tutaj.
Justyna Kąkol znana także jako GithagoArt. Miłośniczka kolorowych sznurków i dobrych kamieni. Wraz ze swoim czarnym jak noc kotem tworzy tutoriale poświęcone hand made i DIY. Ciągle wpada na nowe pomysły, które najbliższe otoczenie musi znosić i przyjmować z entuzjazmem. Trochę wiedźma, trochę dziecko kwiatów. Kocham to co robię i chcę zhandmadować świat :)
Artykuł Spotkania rękodzielnicze – czy warto na nie chodzić? pochodzi z serwisu Pasart Blog.